Dostęp do wspólnego europejskiego rynku to jedna z najistotniejszych korzyści z członkostwa w Unii. Pozwala on rodzimym przedsiębiorstwom na poszukiwanie zbytu dla produktów i usług na obszarze 27 państw, które zamieszkuje ok. 450 mln ludzi. Jednym z motorów napędowych polskiego eksportu pozostaje konkurencyjność naszych firm. Objawia się ona w różny sposób, m.in. wciąż względnie tanią siłą roboczą, ale też (w pewnych warunkach) posiadaniem własnej waluty.
Kierunek Europa
Oczywiście handel zagraniczny nie dotyczy jedynie obszaru Wspólnoty, jednak to ten kierunek stanowi lwią część naszych stosunków handlowych. Według ostatnich pełnych danych (za rok 2019) eksport do UE stanowił niemalże 80% (z ogólnej kwoty 235,8 mld EUR), a import 60% (z 234 mld EUR) całości polskiej wymiany towarów i usług. Liczby jasno pokazują, gdzie leży zainteresowanie polskich firm. Chociaż rok 2020 wprowadził wiele zamieszania praktycznie na wszystkich polach, to jednak dane szczątkowe z ostatnich miesięcy nie wskazują, żeby miał on szczególnie popsuć nasz bilans handlowy. Wręcz przeciwnie, wiele wskazuje na to, że jeszcze poprawimy nadwyżkę, a potwierdzeniem takiej tezy mogą być m.in. dane o saldach obrotów bieżących. W sierpniu było to rekordowe 2,8 mld euro i ten wskaźnik utrzymuje się na plusie przez najdłuższy okres w historii, bo już od października 2019 r. Analitycy szacują, że nadwyżka za cały 2020 r. wyniesie (najlepszy rezultat od wprowadzenia tego pomiaru) ok. 3,5% PKB. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nadchodzące miesiące mogą wprowadzić pewne zaburzenie w odczytach, ponieważ Wielka Brytania ostatecznie opuściła Wspólnotę. Mimo podpisania umowy brexitowej wydaje się więcej niż pewnym, że znajdzie to odbicie także w stosunkach handlowych z Polską. Zjednoczone Królestwo potrafiło nie raz zajmować miejsce na podium krajów, do których sprzedajemy najwięcej i odpowiadało za nawet 6% naszego eksportu. Jednakże nawet bez Wyspiarzy Unia pozostanie naszym głównym partnerem.
Łączy nas handel
Pierwsze miejsce wśród naszych unijnych partnerów niezmiennie od lat zajmują Niemcy. Odpowiadają oni za ponad ¼ naszego eksportu i ⅕ importu. Przyczyn takiego układu jest co najmniej kilka. RFN jest naszym bezpośrednim sąsiadem, a dzięki wciąż rozbudowywanej sieci połączeń komunikacyjnych transport produktów staje się szybszy, łatwiejszy, a co za tym idzie tańszy. Paradoksalnie niemieckie firmy dzięki umiejscowieniu swojej produkcji na terenie naszego kraju również dokładają własną cegiełkę do polskich wyników. Jednak powody obecnego układu łączącego dwa brzegi Odry wynikają głównie z jednej przyczyny: Niemcy to największa i najsilniejsza gospodarka UE. Argumenty, które posiadamy po naszej stronie, sprawiają, że stajemy się nieodłącznym i coraz bardziej istotnym gospodarczo elementem układanki, zarówno w optyce naszego zachodniego sąsiada, jak i na planszy całej Wspólnoty. Republika Federalna jest wciąż często nazywana „fabryką Europy”, tyle że coraz mniej możliwe jest jej funkcjonowanie bez dostaw i współpracy z Polską.
Coraz większy ciężar Polski
Przyjrzyjmy się też przez chwilę innym krajom z pierwszej dziesiątki kierunków sprzedaży naszych towarów i usług. Oprócz Niemiec i Wielkiej Brytanii znajdziemy tam aż 6 państw należących do Unii. Wśród nich Czechy, Francję, Włochy, Niderlandy, Szwecję i Węgry. Spoza tej wspólnotowej listy trafimy jeszcze na Rosję i USA, ale nawet największa gospodarka świata stanowi jedynie niecałe 3% polskiego eksportu. Nie należy lekceważyć takiego rezultatu, ale blednie on przy wymianie handlowej, którą prowadzimy wewnątrz wspólnego i jednolitego rynku unijnego. Tylko w 2019 roku eksport do całej UE wzrósł o 4,4%. Nasz bilans z Rosją zaburza przewaga importu w bilateralnych stosunkach, za który w dużej mierze odpowiadają paliwa kopalne. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że polsko-niemieckie powiązania są widoczne także w kontekście importu. Najwięcej towarów i usług sprowadzamy właśnie zza Odry. Co ciekawe na drugim miejscu tejże listy znajdują się Chiny, co może być delikatną wskazówką, jakie miejsce zajmujemy w globalnym łańcuchu dostaw.
Wola NBP
Spójrzmy teraz na aspekt, który często stał trochę z boku dyskusji o polskiej wymianie handlowej, a zaczął wyraźniej przebijać się w ostatnich miesiącach, m.in. w związku z deklaracjami, a ostatecznie też działaniami Narodowego Banku Polskiego (w postaci interwencji walutowych). Do strefy euro należy już 19 państw członkowskich UE. Jednak najpierw nasz kraj długo nie spełniał wymogów pozwalających na dołączenie do tego klubu (co w efekcie pandemii znowu ma miejsce), ale nawet gdy udało się je wypełnić, to nie nastąpił żaden realny krok w tym kierunku. Po pierwsze zabrakło woli politycznej, ale w pewnej mierze wynikała ona również z woli społecznej. Chociaż posiadanie wspólnej waluty daje wiele przywilejów, to w dużej mierze ogranicza możliwości, które udostępnia własny środek płatniczy. W skali makro możemy mówić o samodzielnym kształtowaniu polityki monetarnej. Przy szybko zmieniających się warunkach w globalnej gospodarce (oraz w przypadku posiadania doświadczonych i odpowiedzialnych członków Rady Polityki Pieniężnej) łatwiej o elastyczne działania.
Biznes już nie chce
Zmianę nastawienia do wspólnej waluty możemy zauważyć z nowego kierunku. W awangardzie chętnych do przyjęcia euro nad Wisłą z reguły szli polscy menedżerowie. Jednak ostatnie badanie przeprowadzone (w 2019 r.) dla firmy Grant Thornton pokazuje odwrót także wśród tej grupy. Już tylko 42% zarządzających rodzimymi przedsiębiorstwami życzyłoby sobie przystąpienia Polski do wspólnej waluty. Wśród czynników, które coraz bardziej zniechęcają nasze firmy do EUR, można wymienić pewną stagnację gospodarczą, która dotyka eurozonę (z wyjątkami) już od kryzysu z 2008 r. Jednak dodatkowym aspektem może być fakt, że kurs euro w stosunku do złotego już od kilku lat zachowuje się stabilnie, a co ważne w kilkuletniej perspektywie możemy mówić o trendzie wzrostowym. Taki układ pozwala eksportującym firmom na dodatkową poprawę swoich warunków. Za sprzedaż swoich towarów i usług otrzymują EUR (w zdecydowanej większości, co wynika z powyższych układów handlowych), którego wymiana na PLN jest niezbędna w celu prowadzenia działalności nad Wisłą. Im wyższy kurs euro, tym więcej złotych dzięki wymianie otrzymują, nawet jeśli cena produktu wyrażona we wspólnej walucie się nie zmienia. Pozyskane w ten sposób środki mogą dalej inwestować, np. unowocześniając przedsiębiorstwa i tym samym jeszcze bardziej poprawiając swoją konkurencyjność. Oczywiście wysoki kurs euro może stanowić zagrożenie dla naszych importerów, ale jeśli tylko warunki biznesowe im na to pozwalają, to starają się oni łączyć sprzedaż z zakupem towarów poza granicami, chociaż częściowo ograniczając ryzyko kursowe.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nawet jeśli w zgodzie z traktatami przystąpimy kiedyś do strefy euro, to nie stanie się to w ciągu najbliższych lat. W pewnym sensie skazuje to wielu polskich przedsiębiorców na dokonywanie wymian walutowych w związku z prowadzoną działalnością. Jednym ze sposobów na poprawę funkcjonowania w takich okolicznościach może być dokonanie tego online. Internetowe kantory lub platformy wymiany walut pozwalają na wykonanie takich operacji w szybki i bezpieczny sposób, równocześnie oferując swoim klientom dogodne warunki (https://internetowykantor.pl/kurs-euro/). Żaden kurs euro nie musi być straszny polskiemu biznesowi.
Tekst zewnętrzny, artykuł partnera